poniedziałek, 26 marca 2012

HISTORIA ROCKA, rozdział II - Brytyjska inwazja cz. 2

II.2. Pierwszy desant
W poprzedniej części rozdziału o Brytyjskiej inwazji chciałem nieco przybliżyć klimat początku lat 60., kiedy to angielska młodzież z histerycznym entuzjazmem witała rodzące się jak grzyby po deszczu garniturkowe kapele. Jednak ze wszystkich ówczesnych idoli nastolatków, którzy okupowali wyspiarskie listy przebojów, kojarzymy dziś zazwyczaj tylko jeden zespół - The Beatles. A przecież w swoich początkach nie różnił się on znacząco od innych, współczesnych sobie kapel. John Lennon, wymyślając nazwę dla swej grupy, jednoznacznie nawiązywał do modnego wówczas big beatu ("Chciałem czegoś dwuznacznego, jak The Crickets [...] Od Świerszczy doszedłem do Żuków, ale wsadziłem tam BEA. Dzięki temu słysząc tę nazwę, myślisz o żukach, ale czytając ją, widzisz muzykę beatową"). Co zatem sprawiło, że to The Beatles stali się sprawcami jednej z największych muzycznych manii w dziejach, a pozostali, tacy jak The Searchers czy Manfred Mann, nie?

Piosenki, Moi Drodzy, piosenki. Takie jak ta:


W 1963 roku, kiedy zostały wydane dwie pierwsze płyty słynnej czwórki z Liverpoolu, zjawisko beatelmanii ograniczało się tylko do terenów wyspiarskich. Wątpiono, aby sukces ten udało się powtórzyć za oceanem, gdzie rock and roll przybierał coraz łagodniejsze formy. Sytuację zmieniło jednak zaproszenie Beatlesów przez Eda Sullivana do popularnego w całej Ameryce muzycznego show. Jak widać powyżej, reakcja widzów przerosła wszelkie oczekiwania; dodam, że przed telewizorami zasiadło wtedy około 75 milionów mieszkańców USA, a podczas emisji w całym kraju nie odnotowano żadnego przestępstwa, w którym uczestniczyłaby młodzież.

Linia frontu została przełamana, Stany poddały się beatelmanii całkowicie. Zaprezentowana u Sullivana piosenka I Want to Hold Your Hand przez siedem tygodni utrzymywała się na pierwszym miejscu listy przebojów, skąd zepchnął ją dopiero inny utwór Beatlesów, She Loves You. W pewnym momencie cała pierwsza piątka należała już do kwartetu, a na następną jego płytę złożono rekordową liczbę zamówień. Rynek fonograficzny przeżywał niebywały rozkwit.

W ślad za The Beatles poszły następne beatowe kapele. Glad All Over, utwór zespołu The Dave Clark Five (przytaczany w poprzednim poście), również osiągnął pierwsze miejsce na amerykańskiej liście. Kolejnymi grupami, które odniosły sukces za oceanem były The Searchers i Manfred Mann. Obie zyskały popularność za sprawą przeróbek amerykańskich piosenek, które nie wywołały szumu w swych oryginalnych wersjach. Doskonałym tego świadectwem jest utwór Do Wah Diddy Diddy, wzięty na warsztat przez Manfred Mann, który to w pierwotnym wykonaniu The Exciters przeszedł zupełnie bez echa.


Mimo całej armii hitów serwowanych przez brytyjskie kapele, tylko jeden zespół zdołał w tamtych czasach osiągnąć sukces zbliżony do sukcesu Beatlesów. Mowa o The Rolling Stones.


U zarania dziejów rocka leży konflikt. Tego, co piękne z tym, co zadziorne. Tego, co doszlifowane, z tym co niegrzeczne. W 1964 roku tylko Stonesi byli w stanie rzucić wyzwanie Beatlesom. Dlaczego? Ano z jednego, bardzo prostego powodu - byli ich zupełnym przeciwieństwem.

The Rolling Stones - The Rolling Stones (1964)
A przynajmniej na takie byli kreowani. Wizerunek "niegrzecznych chłopców", który zaproponował młody menadżer Andrew Loog Oldham, pasował jednak do kwintetu wyśmienicie. Już na początku swojej kariery Stonesi grywali bowiem w klubach, które ledwo wytrzymywały ich koncerty - zarówno zachowanie artystów, jak i zachowanie publiczności. O grupie zaczęło być głośno, w prasie pojawiały się artykuły opisujące ekscesy, do których dochodziło podczas osławionych legendą występów. W krótkim czasie, The Rolling Stones podpisali kontrakt z wytwórnią płytową Decca i zarejestrowali swoje pierwsze piosenki. A ściślej - swoje aranżacje piosenek skomponowanych przez innych wykonawców. Pośród nich znalazła się m.in. I Wanna Be Your Man, którą podarowała im czwórka z Liverpoolu. Następnym krokiem ku światowej sławie był debiutancki album. Jego amerykańskie wydanie nosiło kłamliwy tytuł: England's Newest Hit Makers.

W istocie, na płycie znalazła się tylko jedna autorska kompozycja zespołu: Tell Me (You're Coming Back). Pozostałe były zaś przeróbkami mistrzów, takich jak Chuck Berry czy Bo Diddley. Stonesi wykazali się jednak niebywałą inwencją w nadawaniu starszym piosenkom nowej, prawdziwie rockowej energii. Sprzyjały temu zgrzytliwe gitary Keitha Richardsa i Briana Jonesa, a także nieokiełznany wokal Micka Jaggera, którego siła nie wyczerpała się do dzisiaj. Do tego dochodziła swingująca sekcja rytmiczna oraz wstawki harmonijki, pianina i organków. Wszystko razem dało efekt porażający, jak na owe czasy.

Nowatorskie wykorzystanie gitarowego przesteru w I Need You Baby (Mona) zaliczyć trzeba do najbardziej wyrazistych fragmentów płyty. Podobnego brzmienia używało później wielu mistrzów wiosła, chociażby Pete Townshend czy Jimi Hendrix. Na swym debiucie Stonesi zamieścili całkiem sporo gitarowych solówek, które, choć toporne, doskonale wpasowują się w zawarte na płycie czadowe utwory. Miejscami potrafili jednak zwolnić (jak na przykład w You Can Make It If You Try), a także zagrać bluesa (I'm a King Bee).

A co na to The Beatles?

The Beatles - A Hard Day's Night (1964)
The Beatles nagrali kilka miesięcy później album przypieczętowujący ich dominację w świecie muzyki rozrywkowej. A Hard Day's Night okazał się ich najlepszą pozycją płytową, która powstała w okresie tzw. "garniturkowym". Po raz pierwszy wszystkie piosenki zostały skomponowane przez zespół, a każda z nich była potencjalnym przebojem numer 1. Lecz to nie wszystko - płycie towarzyszył niesamowicie zabawny film, który świetnie obrazował zjawisko beatlemanii z perspektywy członków zespołu. Beatlesi uciekają, kryją się przed rozszalałymi fankami, a wszystkie ich przygody okraszone są charakterystycznym humorem, który i dzisiaj potrafi doprowadzić do śmiechu.

Rozpoczynający płytę-soundtrack utwór tytułowy stał się kolejnym światowym przebojem grupy. Użyty w jego wstępie akord doczekał się nawet wielu analiz, zarówno muzycznych, jak i matematycznych. Bez jednoznacznego rezultatu. Z kolei następny utwór, I Should Have Know Better, przypomina, że Beatlesi w pierwszym okresie swojej kariery wysoko cenili sobie harmonijkę ustną. Dalej mamy piękną balladę If I Fell, harrisonowy I'm Happy Just to Dance with You oraz jedną z piosenek wszechczasów - And I Love Her, zagraną na gitarach klasycznych, która wbrew molowej tonacji, kończy się na akordzie durowym (niemalże jak u Bacha!).

Następne utwory utrzymują równy poziom całego albumu. Wszystkie były świadectwem niesamowitego talentu zespołu do tworzenia wspaniałych, chwytliwych melodii, od których słuchaczom trudno się było opędzić. Następne dwie płyty (Beatles For Sale i, również opatrzona filmem, Help!), utrzymane w podobnym stylu, nie osiągnęły takiego sukcesu artystycznego jak A Hard Day's Night. Później jednak, The Beatles zwrócili się ku nieco innym brzmieniom i podnieśli młodzieżową muzykę do rangi sztuki.


Główne źródła informacji:
1001 albumów muzycznych. Historia muzyki rozrywkowej, pod. red. R. Dimery'ego, tłum. M. Bugajska, J. Topolska, J. Wiśniowski, [cop. 2005].
M. Gajewski, The Rolling Stones. Jak hartowała się stal, "Teraz Rock" 2007, nr 7, s. 47-60.
M. Kirmuć, B. Koziczyński, G. Kszczotek, The Beatles. Miłość jest wszystkim, czego potrzebujesz, "Teraz Rock" 2009, nr 10, s. 73-84.
T. Rusinek, Historia muzyki na świecie, [Online], Protokół dostępu [cop. 2001].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz