piątek, 17 września 2010

90. Paavoharju – Yhä hämärää (2005)

Coś nie miałem nastroju do bardziej ambitnych nagrań. W ostatnich dniach tryumfy na moich playlistach święciły polskie "nowe"* rzeczy i hity starego dobrego Zeppelina. Trudno mi się było ogarnąć, wyciszyć, podejść do tego tajemniczego dzieła. Takich rzeczy nie słucha się ot tak, odrabiając sobie lekcje. Do takich rzeczy podchodzi się z należytym szacunkiem, aby w skupieniu zanurzyć się w głębi muzycznych wrażeń. Przynajmniej tak zapowiadali screenagersi, mówiąc, że największymi szczęśliwcami są ci, którzy jeszcze tego albumu nie słyszeli. Rozumiem, że chodziło o to "pierwsze wrażenie" po przesłuchaniu w całości jednego z wielkich dzieł. Cóż, do dziś żałuję, że pierwszy raz The Dark Side of the Moon słuchałem na wyrywki, dlatego też nie mogłem się zabrać za to nasze Paavoharju.

Grupa mało znana, bo z Finlandii. Obstawiam, że nikt z mojego otoczenia w życiu nie słyszał o tym zespole*. No bo niby z jakiej okazji? Śpiewają po fińsku (czasem zdaje się, że po chińsku), grają niezależny niezal free experimental electronic ambient folk, a plik jpg. z okładką o wielkości 200x200 znajduje się dopiero na trzeciej stronie w guglach.

Ale za to jaka to okładka! Czyż widząc ją, nie zostajemy już wcześniej uprzedzeni, że będziemy obcować z czymś wielkim i wyjątkowym? Przecież to chyba najlepszy cover, jak do tej pory. No tylko spójrzcie w dół - żaden z tamtych obrazków się do tego nie umywa. Jak sięgam pamięcią, w tej dekadzie nie było lepszej okładki. Ta deklasuje wszystkie, nawet mój ukochany The Bedlam in Goliath.

Po tym wstępie, czas przejść do muzyki. A na muzyce się zawiodłem. Po takim nastawieniu i takiej rekomendacji, oczekiwałem czegoś wielkiego, ponadczasowego. To miało być dzieło idealne, kwintesencja piękna! A kurczę, ta płyta jest TYLKO świetna! No nie może być! Od tajemniczych dźwięków intra (o niewymawialnej nazwie), przez wszystkie nieklasyfikowalne utwory, aż do ostatniego, najbardziej zbliżonego do formy piosenkowej, ta płyta jest świetna. Brakuje jej jednak CZEGOŚ. Brakowało mi tego przez cały pierwszy odsłuch, kiedy bardzo chciałem się czymś zachwycić, a nie mogłem. Dopiero kolejne odsłuchy uświadomiły mi, że oczekiwałem tego zachwytu na siłę, a trafiłem po prostu na świetną płytę, tyle że bez pierwiastka geniuszu.


Opisać muzykę Finów (tak, tak, oni są z Finlandii, z tego kraju, w którym mieszka Lordi) jest niełatwo, ponieważ najlepiej nadałby się do tego język fiński. W skrócie mówiąc, jest to dzieło niezrozumiałe, tajemnicze, niedopowiedziane, lecz przez to piękne. Brzmienie utworów opiera się zazwyczaj na gitarze akustycznej lub pianinie. Często też dochodzą instrumenty elektroniczne, tworzące klimat kompozycji. Niektóre kawałki są nastawione na tworzenie nastroju, przez co zbliżają się do muzyki ambient (Ikuisuuden Maailma, On Yhä Hämärää), inne są bardziej folkowe (na przykład Vitivalkoinen), inne nostalgiczne (Kuu Lohduttaa Huolestuneita), natomiast we wszystkich Paavoharju zdążyli nakombinować dodając przeróżne efekty, czy elektroniczne smaczki. Da się wyróżnić tutaj dwa wokale: jeden damski, który występuje najczęściej i przypomina manierą trochę japońskie wokalistki (tak, wiem, dziwne skojarzenie), oraz męski, który słyszymy w dwóch bardziej energetycznych kawałkach. Z początku ten drugi mi przeszkadzał, powieważ... Powiedzmy, że nie jest wybitny. Po pewnym czasie jednak przyzwyczaiłem się do niego i usłyszałem w nim pewien urok.

Yhä hämärää to album świetny, o czym już wcześniej napisałem. Nie ma tu chybionej kompozycji, wszystkie trwają razem 40 minut, więc jest idealnie. Mi jednak brakuje tego CZEGOŚ, żebym mógł dać najwyższą ocenę. Mam jednak nadzieję, że może wy to na tej płycie znajdziecie. Gorąco polecam się wsłuchać.

(9/10)


* - czyli płyty wydane w ostatnim roku przez wykonawców, w których widzę pewien potencjał.
* - Róda zna, ale Róda zna przecież wszystko.

______________________________________________________________
Nie wiem, czy zauważyliście wcześniej, ale dziesięć recenzji mam już za sobą. Płyńmy więc dalej, do przodu, przez płyty minionej dekady.

Warto jednak pamiętać o obecnej, która się właśnie rodzi. Są dobre tendencje, miejmy więc nadzieję, że obecny show biznes upadnie i będzie lepiej się działo w mainstreamie. Halo, za trzy dni wychodzi Granda! W pięciu smakach jest już na ósmym miejscu notowania Trójki, a może być wyżej! Głosujmy więc i wspierajmy dobre tendencje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz