sobota, 4 września 2010

95. Sally Shapiro – Disco Romance (2006)

Właściwie to nie wiadomo, jak do tej płyty podejść. Z jednej strony słychać tu silne inspiracje muzyką lat 80.: brzmienia staromodnych syntezatorów, wygenerowana elektronicznie perkusja, łagodna produkcja z wyeksponowanym wokalem. Z drugiej jednak strony, jest to muzyka wysoce oryginalna w czasach obecnych, a do tego bije z niej wybitna szczerość. I bądź tu mądry.

Disco Romance to pozycja nietuzinkowa, bo głęboko zakorzeniona w wymarłym już nurcie zwanym italo disco. I właśnie do tego gatunku  najlepiej zaliczyć debiut tej uroczej wokalistki. Nie znajdziemy obecnie wielu płyt w podobnym klimacie, zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że w ostatnich latach nie pojawił się album osadzony choćby w zbliżonej stylistyce. Ale czy jest się czym jarać? Odświeżanie gatunków nie jest odkrywcze już samo w sobie, a co dopiero odświeżanie gatunku takiego jak italo disco? Jednak muzyka Sally Shapiro (której kompozytorem jest Johan Agebjörn) jest warta uwagi. Nie wiem, czy to ze względu na ciepłą barwę wokalistki, która śpiewa właściwie bez emocji, a jednak czuć, że wlewa w to całe swoje serce. Ma to swój urok i sprawia, że muzyka na płycie jest niewinna i bezpretensjonalna. Właściwie wszystkie utwory oferują niepospolicie chwytliwe melodie. Nie ma tu szukania niepotrzebnych zaskoczeń, udziwnień. Wszystko płynie niczym czysta, górska rzeka. Utwory są stosunkowo długie, a jednak nie nużą. Nie wiem jak to możliwe, ale tak jest naprawdę. Sześć minut słuchania dwóch naprzemiennych motywów melodycznych, a ja nie mam dość. Takie Find my Soul czy I'll be by your Side, gdyby powstały dwadzieścia lat temu, byłyby murowanymi hitami i nuciłby je każdy. Nie przez przypadek te dwa utwory występują na albumie najczęściej.

Album ciekawie prezentuje się pod względem listy utworów. Najpierw mamy sześć piosenek, potem jazzowy (!) remiks trzeciej, potem następny utwór, a na końcu remiks piosenki pierwszej. I właśnie na tę część zremiksowaną zwróciłbym szczególną uwagę. W electrojazzowej interpretacji Find my Soul nabiera nowego wymiaru, jest bardziej zagadkowe, jakby z innego wymiaru. Zwłaszcza część instrumentalna prowadzi nas w niezbadane rejony. Pod koniec mamy do czynienia z syntezatorami ala Jean Michelle Jarre. Podobny klimat utrzymuje się w następującym potem Sleep in my Arms, gdzie wokalistka ogranicza się do szeptania zostawiając tworzenie napięcia elektronicznym dźwiękom. W pewnych chwilach możemy poczuć się, jakbyśmy słuchali którejś z części Oxygene.

Jak już mówiłem, nie wiadomo jak podejść do tego albumu. W sumie mógłbym zarzucić mu, że wszystko to już kiedyś było, ale... Ale nie w takim wydaniu, nie w wykonaniu tak niecodziennej artystki. I co by nie mówić - Disco Romance to rzecz bardzo dobra.

(7/10)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz